niedziela, 7 września 2014

Zagłada Dolores Umbridge

Powracamy z najnowszym postem, tym razem o zupełnie innej tematyce. Życzymy wszystkim udanego rozpoczęcia roku szkolnego i zapraszamy do czytania:
Opis: Profesor Dolores Umbridge panuje w Hogwarcie. Po ucieczce Dumbledore'a jest nowym dyrektorem, sprawuje nad wszystkim kontrolę i wciela swoje idee w życie. Dwie uczennice Slytherinu postanowiły odegrać się na niej za to jak traktuje innych nauczycieli i uczniów. Pewnego dnia zdecydowały się wcielić swój plan w życie. Dla Dolores będzie to koszmar, a dla obu dziewczyn wielki ubaw. Odkryją bowiem między innymi skrywaną przez profesor miłosną historię dotyczącą jej związku z Ministrem Magii. 
Gatunek: Komedia
Na podstawie: Harry Potter i Zakon Feniksa, J. K. Rowling
Bohaterowie:
1. Dolores Umbridge
2. Ola
3. Julia

  Dolores Umbridge, zmęczona i otępiała po całym dniu nadzorowania i pouczania uczniów oraz nauczycieli szła korytarzem do swojego gabinetu. Marzyła teraz o kubku mocnej i słodkiej herbaty. Wierzyła, że odpoczynek i gorący napój poprawią jej samopoczucie i uśmieżą ból głowy.                                                                                                         Korytarz, którym szła na pierwszy rzut oka wydawał się pusty. Przechądząc obok starej zbroi uslyszała jednak czyjeś szepty, które, jak się okazało, należały do dwuch uczennic. Uczniowie powinni o tej porze siedzieć w swoich dormitoriach, a nie wałęsać się po korytarzach. Dolores stwierdziła, że musi spełnić swoją powinność i zwrócić im uwagę. Podeszła do nich cicho, słuchając o czym rozmawiają. Zawsze lubiła zaskakiwać uczniów swoją nagłą obecnością, cieszyła się widząc ich przerażone miny. Z rozmowy uczennic zdołała uslyszeć tylko pojedyncze słowa: “różowy, ropucha, zaraz tu przyjdzie, zasadzka”. Od razu domyśliła się, że dzieci coś knują mimo tego, że nie miała pojęcia o czym lub o kim rozmawiają. Postanowiła zwrócić im na siebie uwagę poprzez swoje charakterystyczne i ulubione chrząknięcie:
Umbridge : Ekhem?
Na ten dźwięk dwie dziewczyny należące do Slytherinu podskoczyły i odwróciły się równocześnie w stronę profesor:
Julia : Umbridge?
Umbridge: PROFESOR Umbridge, uważaj jak się wyrażasz, młoda damo. 
Ślizgonka o imieniu Julia postanowiła wcielić swój i swojej koleżanki Oli plan w życie. Po długim planowaniu, tego ranka zdecydowały ostatecznie, że zemszczą się na Umbridge za to w jaki sposób traktuje uczniów i nauczycieli. Teraz, kiedy ich plan się rozpoczął nie musiały udawać uprzejmości i postanowiły być z Dolores szczere i się nią zabawić:
Julia : Niech mi Wasza Różowość wybaczy.
Ola : Chcesz może tabletki na kaszel..? Znaczy: PANI!
Umbridge : Nie dziękuję, moje gardło miewa się dobrze.
Julia : Jak pani uważa.
Ola : Pewnie przypadkowo zwinęłaś jakiś eliksir Snape’owi.
Julia : Zgadzam się.
Umbridge : Kto zwinął eliksir Snape’owi?
Julia: Pani Umbridge mu zwinęła!
Umbridge: Nie, jak możesz mnie oskarżać o kradzież?! Jak ja nienawidzę dzieci!
Dolores czuła się naprawdę dziwnie otępiała, a ból głowy sprawił, że szybciej straciła cierpliwość.
Julia: A ja nienawidzę różowego!
Umbridge : Phi! Różowy należy do mnie, ja jedyna dobrze się w nim prezentuję!
Ola : Zechce mi pani udzielić prywatnych lekcji?
Ola uśmiechnęła się do profesor Umbridge przymilnie. Julia tymczasem zwróciła się do niej szeptem:
Julia : Jak się zgodzi to dosyp jej coś do herbaty.
Umbridge : Co? Ach tak, lekcje, u mnie w gabinecie, przepiszesz kilka linijek, złotko. A ty co szepczesz, drogie dziecko?
Julia : Że ma pani ładny sweter.
Dolores Umbridge spojrzała na uczennicę podejrzliwie, uśmiechnęła się jednak. Komplementy zawsze momentalnie poprawiały jej nastrój. Może jednak te uczennice nic nie knuły? Ostry ból głowy znowu ją przeszył, uśmiechnęła się jednak jeszcze bardziej słodko i powiedziała:
Umbridge : Dziękuję, kaszmirowy, dostałam od Korneliusza na urodziny.
Ola : Czapkę też? Bo naprawdę ślicznie się w niej pani prezentuje.
Umbridge : Dziękuję, kochana.
Julia : I jak dobrze dobrane kolorystycznie.
Ola : Nawet usta w tym samym kolorze...
Umbridge : Czy to był sarkazm?
Julia : Ależ skądże , jakbym śmiała?
Umbridge : Ekhem.
Julia : Na pewno nie chce czegoś pani na kaszel?
Umbridge zakręciło się lekko w głowie. Czuła, że po tak dużym braku picia herbaty jej zazwyczaj niezwykle bystry umysł źle pracuje:
Umbridge : Nie, dziękuję, czuję się dobrze, ale widzę, że czas podjąć drastyczne środki. Sprawy w Hogwarcie nie miewają się najlepiej.
Julia : Tak? Mi się wydaje, że mają się dobrze.
Ola : Miewały się dużo lepiej bez pani, pani profesor.
Julia : Zgadzam się.
Umbridge : Zaprzeczacie mi?
Julia : My tylko stwierdzamy fakty, proszę pani. Nie wolno opowiadać kłamstw.
Ola : Dokładnie.
Umbridge :  Jak śmiesz?! Widzę, że coś knujecie! Dla lepszego dobra muszę zrobić to co trzeba...
Umbridge miała już dosyć. Czuła wielką potrzebę wypicia herbaty i wyżycia się na tych aroganckich, głupich dziewuchach. Chwyciła mocno obie dziewczyny za ramiona i zaciągnęła je za sobą przez korytarz do swojego gabinetu. Zatrzasnęła za sobą drzwi, wyjęła różdżkę z wściekle różowej torebki i wycelowała nią w Julię.
Julia : Co pani wyprawia?! 
Uczennica szybko odskoczyła na bok.
Umbridge: Czego Korneliusz się nie dowie, to go nie zaboli. Crucio!
Strumień światła trafił w zaskoczoną Julię. Ta upadła na podłogę, jednak nie krzyknęła z bólu.
Umbridge : A ty, moja droga (zwróciła się do Oli) jak się nie poprawisz, to spotka cię to samo. 
Dziewczyna wzięła garść różowego cukru z cukierniczki stojącej na biurku i rzuciła nim w Umbridge.
Umbridge : Nie marnuj mojego cennego cukru! Korneliusz mi go kupił!
Julia : A czego Korneliusz pani nie kupił?
Rozzłoszczona Dolores znów zwróciła swoją różdżkę w stronę Ślizgonki i krzyknęła:
Crucio!
Dziewczyna przeturlała się na bok i zaklęcie zamiast w nią, trafiło w dywan. 
Ola : Och, to także ma pani od Korneliusza? Te talerze z kotami także są od niego?
Umbridge : Nie, te talerze ja kupiłam!
Ola : Och, jaki pani ma świetny gust!
Umbridge : Jak ja nienawidzę dzieci!!!
Ola wychylia się przez okno gabinetu, zwróciła się w stronę Zakazanego Lasu i zaczęła wołać centaury:
Ola : RONANIE, FIRENZO?!
Umbridge : Co? Nie! Tylko nie to! Zamilcz! Minister Magii się o tym dowie!
Profesor momentalnie spanikowała i straciła już zupełnie nad sobą kontrolę.
Ola : Przecież odwróciła pani jego zdjęcie. Jak on to zobaczy?
Umbridge : Traficie do Azkabanu wy niewdzięczne bachory!
Julia wstała z podłogi i wycelowała różdżką w Umbridge.
Umbridge: Jak śmiesz?!
Ola, widząc Julię, wyciągnęła swoją różdżkę na wszelki wypadek.
Julia : My nie rzucamy zakazanych zaklęć!!
Umbridge : Wy wiecie, w głębi serca, że na to zasługujecie.
Julia : To pani tym bardziej.
Podeszła bliżej z wyciągniętą różdżką.
Umbridge : NIE CELUJ WE MNIE RÓŻDŻKĄ! TY ..TY… CZY TY WIESZ KIM JA JESTEM?!
Julia : Emm.. różową krową?
Ola : Jest pani różową ropuchą.
Julia : OO, Olu, lepiej to ujęłaś.
Umbridge wycelowała w nie swoją różdżką i krzyknęła:
Umbridge: Crucio! Crucio!
Ola: Protego!
Julia zrobiła kolejny unik.
Umbridge : JESTEM PODSEKRETARZEM, WIELKIM INKWIZYTOREM I DYREKTORKĄ HOGWARTU! JAK MOŻECIE?! BYŁAM DLA WAS TAKA DOBRA! TRAFICIE DO AZKABANU!
Julia : Och..Niech się pani zamknie. Imperio!
Zaklęcie trafiło prosto w Dolores. Ta momentalnie się uspokoiła, ból głowy jakby przestał dla niej istnieć. Na jej twarzy pojawił się beznamiętny wyraz, jakby jakaś dziwna fala po niej przeszła. 
Julia : Hmm.. Olu.. Co możemy jej kazać zrobić?
Ola : Umm...
Julia : Rozwal swoje talerze z kotami!
Umbridge posłusznie podeszła do ściany ze swoją kolekcją, zaczęła ściągać wszystkie talerze pokolei i rozbijać je o podłogę.
Ola : A teraz powiedz... Czy miałaś kiedyś doczynienia z ropuchą?
Umbridge : Nie, nienawidzę ropuch.
Jej głos zabrzmiał automatycznie.
Ola : Była może twoją matką? Po niej odziedziczyłaś taki wygląd?
Umbridge : Nie.
Julia : Dlaczego aż tak lubisz różowy?
Umbridge : Pasuje idealnie do mojej postury, do twarzy i włosów, jest stylowy i modny i pięknie w nim wyglądam, nawet Korneliusz tak twierdzi. Mówi, że podkreśla moje piękne oczy.
Julia : Piękne, powiadasz?
Umbridge : Tak, tak twierdził nawet Korneliusz.
Julia : Dobrze... Powiedz mi.. Czy Korneliusz jest ślepy?
Umbridge : Nie, nosi okulary kiedy niedowidzi.
Julia : A przy tobie ich nie ma, tak?
Umbridge : Czasem ma, czasem nie ma, różnie bywa. Czasem za niego czytam pewne dokumenty na głos.
Julia : Aha.... No Olu... Co jeszcze z nią robimy? 
Spojrzała na Umbridge ze złośliwym uśmiechem.
Ola: Kto cię zmusił do tej fryzury?
Umbridge : Sama ją sobie zrobiłam za pomocą magii, a włosy mam takie puszyste dlatego, że używam specjalnego eliksiru. Korneliusz lubi je dotykać, uważa, że są aksamitne.
Ola, słysząc to, wybuchnęła śmiechem. Obok niej Julia zaczęła się tarzać ze śmiechu na podłodze. Umbridge patrzyła na nie z ogłupiałą, obojętną miną. Ślizgonki po chwili uspokoiły się i przeszły do kolejnych pytań:
Ola : Co cię łączy z Korneliuszem?
Julia : Właśnie?
Umbridge : Opowiem wam więc moją historię życia, o której zawsze myślę wyczarowując patronusa...
Julia : Olu, może lepiej usiądźmy, co? 
Dziewczyny usiadły obok siebie i spojrzały na Umbridge.
Umbridge : Pewnego dnia, w Ministerstwie Magii, Korneliusz przywołał mnie do swojego gabinetu. Byłam wtedy tak pięknie ubrana: miałam puszysty sweterek z brożką, spódniczkę w kratkę w nowym odcieniu różu i opaskę we włosach z kokardką...
Julia : (Zaśmiała się) Mów dalej...
Ola : Ciii, nie przeszkadzajmy...
Umbridge : Poprosił mnie o przeczytanie pewnego dokumentu i o inne formalności, za bardzo go nie słuchałam, ponieważ byłam w niego wpatrzona: wyglądał tak pięknie z tym nowym cytrynowym melonikiem, z czerwoną muszką...On zauważył  moje spojrzenie i tak słodko się zarumienił, och, nigdy tego nie zapomnę, wtedy powiedział coś do mnie, już nie pamiętam co, posadził mnie na swoim biurku. Zaskoczona byłam jego niezwykłą siłą, chociaż po jego posturze zawsze wnioskowałam, że jest taki silny. I następnie...
Ślizgonki nie mogły powstrzymać się od śmiechu. Powoli jednak opanowały się, a Julia stłumiła śmiech przykrywając buzie swoją dłonią.
Umbridge : Och, następnie...Pocałował mnie w policzek! Zrobiło mi się gorąco, takie miłe uczucie w sercu, to było takie…takie sexy…Tak młodo się wtedy poczułam, jak nastolatka. Aż zdjęłam apaszkę z szyji (czy wspomniałam, że wtedy miałam na sobie taką śliczną apaszkę?). A wtedy on się uśmiechnął. Nigdy tego nie zapomnę, zawsze o tym myślę, jak rzucam zaklęcie patronusa.
Julia : Ach.. 
Ślizgonka znów wybuchnęła śmiechem, a jej koleżanka padła na ziemię potrącając ją przy tym.
Umbridge : Wiem, to takie romantyczne, och...
Julia : Taak...(powiedziała ze śmiechem)
Julia powoli się uspokoiła, ale Ola nadal zwijała się ze śmiechu. Wzięła więc kilka głębokich oddechów, żeby się opanować i powoli wstała. Dziewczyny spojrzały z rozbawieniem na zdegradowaną profesor Umbridge. 
Ola : Masz jeszcze jakieś pytania do naszej profesor Umbridge?
Julia : Och.. Chyba zaklęcie przestaje działać.. Co robimy?
Umbridge : EKHEM..
Julia: O nie!
Teraz koleżanki czuły już wzrastający niepokój. Wiedziały, że jeśli ich plan się nie powiedzie mogą zostać wyrzucone z Hogwartu.
Umbridge : Głowa mnie boli, co się dzieje? Gdzie ja jestem?
Julia : Eee....
Umbridge : Moje talerzyki z kotkami! Co tu się działo? Zbierałam je przez tyle lat!
Ola : Talerzyki...
Julia: No widzi pani, bo... sowa, tak...sowa przyniosła list.. I ten... potłukła je..
Ola : A teraz odleciała, to była ta no.. no...Sowa Rona Weasley’a!
Umbridge : NIE KŁAMCIE! 
Dolores wrzasnęła, czerwona z wściekłości.
Julia : My? My nie kłamiemy!
Umbridge : (wycelowała pulchnym palcem w dziewczyny) WY..WY PLUGAWE BACHORY! TO WSZYSTKO WASZA WINA! WYLATUJECIE Z HOGWARTU! NATYCHMIAST! NAPISZĘ DO KNOTA!
Ola : Chce pani może trochę herbaty na uspokojenie..?
Umbridge : TRAFICIE DO AZKABANU!
Ola : Prędzej to pani wyleci.
Uśmiechnęła się do profesor złośliwie. 
Julia : Dokładnie i to dosłownie! Teraz, albo nigdy: WINGARDIUM LEVIOSA!
Ola : Wingardium Levioosa, nie “leviosaa”!
Julia : Och... Zawsze mam problem z tym zaklęciem.
Umbridge dostała załamania nierwowego, padła na podłogę i zaczęła się trząść. 
Ola : Hmm... Może zabrać ją do Świętego Munga?
Julia : Zgadzam się. Użyjemy Sieci Fiuu?
Ola : Jasne, oczywiście użyjemy jej kominka.
Stan Dolores się pogarszał; miała teraz silny ślinotok i katar ciekł jej z nosa.
Julia : Doskonale! To bież ją! 
Podeszła do Umbridge i chwyciła ją za ręce.
Ola : Ochyda, nie dotknę tego!
Julia : Yhh.. To... (rzuciła husteczkę na twarz Umbridge) Zróbmy to szybko.
Ola wyczarowała zaklęcie lewitujące, Julia odsunęła się na bok, a Umbridge uniosła się w powietrze i uderzyła głową o sufit. Podeszły do kominka.
Ola : Wiesz gdzie ta wiedźma trzyma proszek Fiuu?
Julia : Hmm.. Może pod biurkiem? (pochyliła się by sprawdzić)
Umbridge : Korneliuszu, czy to ty? KLE, KLE, KLE BOCIANYY!
Dolores zupełnie już straciła nad sobą kontrolę i świadomość. Ola, słysząc to, przewróciła się ze śmiechu i uderzyła głową o szafkę przez co straciła na chwilę przytomność.
Julia : Znalazłam!
Umbridge : TSK TSK TSK.
Julia : Ola! 
Ślizgonka spojrzała z przerażeniem na nieprzytomną koleżankę. Kucnęła przy niej by ją ocucić. Po chwili Ola otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą, którą ujrzała była Umbridge miotająca się w powietrzu ze ślinotokiem. Powoli się podniosła i spojrzała pytającym wzrokiem na Julię.
Ola : Co ja.. No tak, znalazłaś proszek Fiuu?
Julia : OLA! Żyjesz! Tak, znalazłam!
Umbridge : KORNELIUSZU, RATUUJ! CO JA TU ROBIEEĘ?!
Ola spojrzała z obrzydzeniem na Umbridge, której ślina zapełniła 3/4 gabinetu.
Julia : Dobra, ładujmy ją do tego kominka.
Umbridge : Ale ja nie jestem Świętym Mikołajem!
Ślizgonki wepchnęły ją wspólnie do komina. Umbridge, wymachując nogami, dziko walczyła w powietrzu, jednak bezskutecznie. 
Umbridge : POSTAWCIE MNIE NA ZIEMIĘ! Bachory!
Ola wybuchnęła na to śmiechem.
Umbridge : AUU! MOJA FRYZURA! MOJE NOWE BUTY!
Julia : Ych.. Uspokój się! Drętwota!
Umbridge znieruchomiała.
Julia : No szybko, zanim się ocknie. 
Ola : Uważam, że powinnyśmy rzucić w nią “Obliviate”. Wtedy zapomni kto doprowadził ją do takiego stanu, a my nie poniesiemy konsekwencji.
Julia : Świetny pomysł. Obliviate!
Zaklęcie trafilo Umbridge. Ola, następnie, rzuciła w nią proszkiem i krzyknęła: 
Ola: Do Świętego Munga!
Profesor zniknęła w zielonych płomieniach z przeraźliwym wrzaskiem.
Julia : Dobra, pozbyłyśmy się jej.
Uśmiechnęła się szeroko i odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że mało brakowało, a ich plan by nie wypalił. Teraz obie Ślizgonki czuły się dumne, że zdjęły ciężar z Hogwartu, chociaż na pewien czas i liczyły na to, że zdegradowana profesor szybko nie wróci ze Świętego Munga.
Ola : (odwzajemniła uśmiech) Może przynajmniej zaprzyjaźni się z naszym starym znajomym Lockhartem...?

Na to, obie dziewczyny parsknęły śmiechem i udały się w stronę lochów do pokoju wspólnego Slytherinu. 

sobota, 16 sierpnia 2014

Wizyta sędziego Turpina

Opis: Londyn, XIX wiek. Znany Sędzia Turpin dowiaduje się o słynnym zakładzie fryzjerskim Mr. Todda i postanawia się tam wybrać i skorzystać z jego usług. Chce wyglądać dobrze przed ślubem ze swoją nową wybranką – młodą i piękną Johanną. Jednakże, trafiając do zakładu, Turpin szybko natrafia na przeszkody, poznaje tajemnice zakładu, a następnie znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Gatunek: Komedia, Thriller
Na podstawie: Filmu Tima Burtona: „Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street”
Bohaterowie:
1. Sweeney Todd
2. Sędzia Turpin
3. Nellie Lovett                     

Sędzia Turpin: Myster Todd?
Sweeney Todd: Dzień dobry!
Sędzia Turpin: Dzień dobry!
Sweeney Todd: Tak zacny klient w moim zakładzie.
Proszę siadać!
Sędzia Turpin: Wie pan, zakochałem się.
Sweeney Todd: Aha, dobrze, dziękuję za informacje.
Sędzia Turpin: Chcę dobrze wyglądać przed ślubem, więc proszę mnie ogolić, Mister Todd.
Sweeney Todd: O, a z kim Pan się żeni?
Sędzia Turpin: Z cudowną istotą, która ma 17 lat, a ja 50.
Zapraszam Pana na ślub!
Sweeney Todd: Dziękuję… A jak ma na imię Pana wybranka?
Sędzia Turpin: Johanna.
Sweeney Todd: SŁUCHAM?! JOHANNA?! MOJA…
Nagle mężczyzna opanowuje się i oznajmia ze złośliwym uśmieszkiem…
Cudnie, a teraz ogolę pana.
Sędzia zamyśla się, przybierając minę upitego.
Sędzia Turpin: Wiem, że jest cudowna.
Sweeney Todd: Właśnie ja też…
Sędzia Turpin: Pan ją zna??
Sweeney Todd: Nie…
Sędzia Turpin: To czemu Pan wie, hę?
Sweeney Todd: Domyślam się…
Niech Pan w końcu siada!
Sędzia Turpin: Nie usiądę, bo zakurzone! Niech Pan odkurzy!
Sweeney Todd: MRS. LOVETT!!!
NIECH PANI WYCZYŚCI TO KRZESŁO!
Nellie Lovett: Tak Mr. T?? Co się Pan tak drze?
Mam klientów.
Sweeney Todd: Później Pani powiem.. A teraz niech Pani wyczyści to krzesło, mam wymagającego klienta.
Nellie Lovett: A Pan nie może?!
Sweeney Todd: Nie, nie mogę! Pani jest od sprzątania!
Nellie Lovett: Co proszę?? Ach, przepraszam. Dla ciebie wszystko, Mr. T!
Nellie bierze ścierkę i rzuca w Sweeney’a.
Nellie Lovett: Bye bye my love!
Mr. Todd szybkim ruchem zdejmuje ścierkę z twarzy…
Sweeney Todd: STOP! Niech Pani tu wróci!
Nellie Lovett: Tak Mr. T? Jakiś problem?
Sweeney Todd: Tak, jak Pani tu jest, to przy okazji może mi Pani jeszcze podać brzytwy z biurka, bo mi się nie chce tam iść. I wziąć tę szmatę.
Nellie Lovett: O nie! A Toby to co?
Sweeney Todd: Toby się upił i leży obok kominka!
Sędzia Turpin: CZY JA TU PZYSZŁEM DO FRZYJERA, CZY SŁUCHAĆ JAKIEJŚ KŁÓTNI MAŁŻEŃSKIEJ DO JASNEJ CHOLERY?!!
Nellie Lovett: TO JUŻ NIE MÓJ PROBLEM!
Sweeney Todd: Ona nie jest moją żoną!
Nellie Lovett: Ale… No.. Nie jestem…
Mr. Todd patrzy na nią ze współczuciem…
Sweeney Todd: No dobra, niech Pani tu podejdzie.
Mrs. Lovett podchodzi z biciem serca. Mr. Todd całuje ją namiętnie, po czym mówi…
Sweeney Todd: Niech teraz Pani idzie na dół.
Nellie Lovett: Jeszcze!
Sweeney Todd: Mrs. Lovett… Później, teraz mam klienta!
Nellie Lovett: Przepraszam Mr. T! Do zobaczenia mój kochany!
Sweeney Todd: Tak, tak. Do zobaczenia… To siada Pan? Czy jeszcze będzie tu stał przez następną godzinę?
Turpin stoi z otwartą buzią wpatrując się tępo w Mr. Todda.
Sweeney Todd: Bo wreszcie chciałbym Pana za… znaczy ogolić!
Sędzia Turpin: CO, TO JAKIŚ TEATR, CZY CO?! Ja przyszedłem się ogolić, a tu…
PODAM PANA DO SĄDU!
Sweeney Todd: PAN JEST SĘDZIĄ! A PAN MI TU SAM PRZYSZEDŁ I ZACZĄŁ GADAĆ O JAKIMŚ ŚLUBIE Z MOJĄ C... YYY...Z TĄ DZIEWCZYNĄ!
Niech Pan siada i nie gada!
Sędzia Turpin: JAK PAN ŚMIE!! PAN JEST Z NIŻSZEJ KLASY!!!
Sweeney rzuca sędziemu mordercze spojrzenie.
Sweeney Todd: Siadaj!
Sędzia Turpin: SŁUCHAM?!! WIE PAN, ŻE MOŻE PAN BYĆ ZA TO POWIESZONY?!!
Sweeney Todd: ZA CO??
Sędzia Turpin: ZA WYRAŻANIE SIE W TAKI SPOSÓB DO MNIEE!
Sweeney Todd: YH...NIECH SZANOWNY PAN RACZY RUSZYĆ SWÓJ SZANOWNY TYŁEK I USIĄŚĆ NA TYM KRZEŚLE, WYCZYSZCZONYM - NA PANA ŻYCZENIE- PRZEZ MRS.LOVETT- KTÓRA RZUCIŁĄ WE MNIE SZMATĄ JAK TO WYCZYŚCIŁA- I DA SIĘ OGOLIĆ , BO PO TO SZANOWNY PAN TU CHYBA PRZYSZEDŁ!
Sędzia siada z obrażoną miną i krzesło skrzypi.
Sędzia Turpin: NIECH PAN NAOLIWI TO KRZESŁO! ALBO NIECH ZAINWESTUJE W LEPSZE!
Zdenerwowany Mr. Todd mruczy pod nosem: Naoliwić, naoliwić! A może niech Pan trochę chudnie, bo boję się, że się, Pan utknie w tunelu…
Sędzia Turpin: HALO! SŁYSZY MNIE PAN, PANIE... TODD?!
Sweeney Todd: SŁYSZĘ! TO CO? JEST PAN GOTOWY?
Sędzia Turpin: NIE! NIECH PAN COŚ ZROBI Z TYM KRZESŁEM! TWARDE JEST!
Ja mam wrażliwy tyłek!
Sweeney Todd: Mam znowu wołać Mrs. Lovett?
Sędzia Turpin: TĄ GŁUPIĄ BABKE?!
Sweeney Todd: JAKĄ GŁUPIĄ BABKE?!! MRS.LOVETT NIE JEST GŁUPIA!!! ONA JEST DOBRA I PIĘKNA!!
Sędzia Turpin: TO NIECH PAN JĄ WOŁA, BO ZARAZ NIE WYTRZYMAM!
Sweeney Todd: MRS.LOVETTT!!
“Tak Panie Tee?” – drze się z Mrs. Lovet z dołu.
Sweeney Todd: CHODŹ TU PANI Z KRZESŁEM! TYLKO WYGODNYM I NIE SKRZYPIĄCYM!!
“Już idę!” – krzyczy Nellie Lovett targając ze sobą krzesło.
Sweeney Todd: ALBO NIE!! NIECH PANI PRZYNIESIE PODUSZKĘ!
Mrs. Lovett stawia z trzaskiem krzesło.
Nellie Lovett: CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ PANIE TODD?
ŻE JA NA USŁUGI JESTEM? JA MAM KLIENTÓW NA DOLE!
I MUSZE NOWE PASZTETY ZROBIĆ...
Sweeney Todd: MRS.LOVETT JA TEŻ MAM KLIENTA I TO BAAAARDZO WYBREDNEGO! I JUŻ PANI ZAPOMNIAŁA , ŻE PANIĄ POCAŁOWAŁEM? POWINNA BYĆ PANI WDZIĘCZNA!
Kobieta zahacza suknią o krzesło, potyka się i upada na Sweeney’a. Leżą na podłodze.
Nellie Lovett: Och, przepraszam mój drogi!
Lovett nie może się powstrzymać i przybliża usta do jego ust. Todd całuje ją, a Turpin klnie pod nosem. „Kiedy weźmiemy ślub, Mr. T?” – szepcze mu do ucha.
Sweeney Todd: Ekhem… Co?!
Nadal leżą na podłodze.
Nellie Lovett: Po prostu myślałam… Ale już nie ważne,
Sweeney Todd: Ależ nic się nie stało, moja droga..
Mogłabym tak leżeć całą wieczność – rozmyśla Mrs. Lovett. Mr. Todd patrzy jej się w oczy. Sędzia Turpin rzuca się na podłogę, wyrywa włosy z głowy i płacze. „Och, te spojrzenie!” – myśli Nellie.
Nellie Lovett: Czemu nie możesz darować sobie tego sędziego?
Po prostu podejdź do niego i go… dźgnij szybko w gardło i po sprawie.
Bo tak teraz myślę, jest dość gruby i wystarczy na więcej pasztetów.
Sweeney Todd: Najpierw musi Pani ze mnie wstać.
Nellie Lovett: Ależ mój kochany! Tak fajnie się na panu leży!
Sweeney Todd: Panie Turpin, podejdź tu!
Nie pasowało Panu krzesło, to podłoga będzie lepsza?
Sędzia wstaje I podchodzi wściekły, po czym wraca się po brzytwę, słysząc nowe polecenie.
Sędzia Turpin: Tą od sosu pomidorowego... Czy, czy to sos pomidorowy?
To.. To krew!
Nellie Lovett: Zapomniałeś wyczyścić, Panie T!
„Co?! Jaka krew?!” – krzyczy Mrs. Lovett udając zdziwioną, po czym ciągnie sędziego za rękę, teraz, albo nigdy! Bierze szybko brzytwę i dźga w gardło. Turpin krzyczy z bólu przez kilka sekund, po czym umiera, a Nellie uśmiecha się. Mr. Todd śmieje się psychopatycznie.
Nellie Lovett: Ależ cudowny śmiech, mój drogi! A teraz połóż się!
Mrs. Lovett pcha Mr. Todda na ziemię, gdy ten próbuje zrzucić sędziego do zapadni.
Nellie Lovett: Niech pan poczeka! Wszystko w swoim czasie.
Sweeney Todd: Ale nie wiem, czy to w ogóle możliwe… Ile on waży?
Nellie Lovett: Nie ucieknie już… Ze dwie tony..?
Sweeney Todd: Chyba więcej…
Nellie Lovett: Zawołajmy Toby’ego… Albo nie!
Sweeney Todd: Lepiej nie!
Nellie Lovett : Och, no dobra! Ale pośpieszmy się…
Sweeney Todd: O Boże!
Nellie Lovett : Trzeba go przepchać, w miejsce, gdzie zapadnia! .. Co się stało, Panie T?
Sweeney Todd: Jaki on ciężki!
Nellie Lovett: Pomogę Panu…
Sweeney Todd: I podłogę mi krwią pobrudził!
Nellie Lovett: Toby posprząta, powiemy, że to sos pomidorowy.
Poza tym, jest po dżinie nieco opity, nie zorientuje się.
Sweeney Todd: No dobrze… Pomaga mi Pani?

Mrs. Lovett pomaga przeciągnąć sędziego do zapadni.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Dr Julia Hoffman odwiedza Miss Havisham.


Witamy Was na naszym blogu. Mamy na imię: Julia, Ola i Julia i jesteśmy zwariowanymi fankami cudownej aktorki Heleny Bonham Carter. Mamy zawsze szalone pomysły i bujne wyobraźnie. Postanowiłyśmy założyć bloga z żartobliwymi opowiadaniami i "sztukami teatralnymi", które razem wymyślamy. Nie należy ich traktować poważnie, zwykle powstają one kiedy nasze wyobraźnie poniosą nas na nieznane drogi nad których biegiem nie mamy wpływu (jak to ujęła Julia – Nellie Lovett)Będą najczęściej związane z naszymi ulubionymi filmami, książkami i bohaterami, w których wciela się Helena i nie tylko. Zapraszamy do czytania:

 
Opis: Słynna psycholog na polecenie odwiedza dwór pewnej damy. Na początku owa dama żywi do niej niechęć. Jednak po kilku minutach rozmowy zaprzyjaźniają się ze sobą. I dochodzi do całkiem ciekawych wydarzeń… Przeżywają chwilę grozy, w której jedna z nich mogła zginąć.
Gatunek: Komedia.
Na podstawie: film Tima Burtona: "Mroczne Cienie" i film Mika Newella "Wielkie Nadzieje”.
Bohaterowie:
1. Dr Julia Hoffman,
2. Miss Havisham.

Był słoneczny dzień. Wysoka, rudowłosa kobieta o bladej cerze i mocnym makijażu szła zarośniętą drogą do wielkiego dworu. Gdy weszła do środka uderzyła ją ciemność. Po chwili jej oczy przyzwyczaiły się. W oddali zobaczyła małe światełko. Postanowiła iść w tamtą stronę. Po drodze napotkała schody. Z wielkim trudem weszła po nich i stanęła przed źródłem światła. Zobaczyła mały pokuj. Wyglądał na stary, tak jak reszta dworu. Było w nim pełno rzeczy. Wszystko wydawało się jakby zatrzymane w miejscu. Po chwili zobaczyła kobietę siedzącą przy lustrze. Miała piękną, ale jednak starą suknie ślubną, welon opadający na twarz i tylko jeden but. Wyglądała jakby od dawna nie wychodziła na słońce, ale mimo tego była bardzo ładna.

Miss Havisham: Och, to Ty. Czekałam Na Ciebie.
Rzekła odwracając się od lustra.
Dr Julia Hoffman: Witam Panią.
Powiedziała wchodząc do pokoju.
Miss Havisham: Podejdź bliżej, niech na Ciebie spojrzę.
Wyciągnęła z szuflady szkła powiększające i przyłożyła je do oczu. Dr Hoffman powoli podchodząc wpadła na kredens.
Miss Havisham: Uważaj.
Wszystko ma być na swoim miejscu.
Dr Julia Hoffman: Och...Przepraszam Panią, ale trochę zakręciło mi się w głowie.
Miss Havisham przyglądała się uważnie podchodzącej kobiecie. Gdy ta stanęła zaczęła się w nią wpatrywać. Trwało to kilka minut.
Dr Julia Hoffman: Yhym, no.. Przyjrzała się już Pani?
Miss Havisham: Emm… Tak.
Powiedziała wyrywając się z zadumy.
Dr Julia Hoffman: To.. Mogę gdzieś usiąść?
Rozglądnęła się po pokoju. Jednak nie zauważyła nigdzie nic co by się nadawało.
Miss Havisham: Tak, podłoga jest wola.
Dr Julia Hoffman: Am...To ja może postoje...
Miss Havisham: Tutaj jest krzesło, niech Pani usiądzie i wreszcie mi powie po co tu przyszła…
Powiedziała przysuwając zakurzone krzesło. Julia usiadła.
Dr Julia Hoffman: No dobrze… Przyszłam tu, bo ktoś mi zlecił, żebym z Panią porozmawiała. Bo nie wiem czy Pani wie, ale jestem psychologiem.
Miss Havisham: Czy mogę wiedzieć kto?? Nie potrzebuję żadnego psychologa!
Podniosła się gwałtownie ze swojego miejsca.
Dr Julia Hoffman: Och... Dokładnie nie wiem kto to był, nie przedstawił się...I niech Pani usiądzie. Zauważyłam , że tutaj stoją wszystkie zegary. Mogę wiedzieć czemu?
Miss Havisham: Plaga sępów...
Uspokoiła się trochę. Odwróciła i usiadła na swoim miejscu przed lustrem.
Tutaj czas się nie liczy.
Dr Julia Hoffman: A dlaczego?
Miss Havisha: Zatrzymałam wszystkie zegary wiele lat temu kiedy…
Dr Julia Hoffman: Kiedy..?
Miss Havisham: Nie zna Pani mojej historii?
Dr Julia Hoffman: Nie...
Albo znam i zapomniałam kiedy się opiłam.. Jak tak, to przepraszam, ale niech Pani opowie.
Miss Havisham: Pani się upija..?
Dr Julia Hoffman: Niech się Pani nie przejmuje, rzadko mi się to zdarza, teraz jestem trzeźwa.
W ostatniej chwili chwyciła się stołu, by nie spaść z krzesła na zakurzoną podłogę. Jej towarzyszka westchnęła.
Miss Havisham: Kiedyś zostawił mnie mój.... Narzeczony… Zdradził mnie i wszystko zostawiłam takim jakim jest i nigdy nie mam zamiaru niczego zmieniać. Czas się już dla mnie nie liczy! Nie ufam mężczyznom i nie wychodzę na światło dzienne od tamtego dnia. Więcej nie mam zamiaru opowiadać.
Popatrzyła się podejrzliwie w stronę Dr Hoffman.
Dr Julia Hoffman: Hmm... Fascynujące....Aa... Pani nie uważa, że lepiej...Lepiej zapomnieć?
Po tych słowach dostała czkawki.
Miss Havisham: Co Pani powiedziała...? CO PANI POWIEDZIAŁA???!!
Pierwsze zdanie wypowiedziała chicho, prawie szeptem. Wypowiadając drugie wstała i krzyczała.
Miss Havisham: ZAPOMNIEĆ... ZAPOMNIEĆ.. NIGDY!
Dr Julia Hoffman: Och...Przepraszam!! Nie chciałam pani urazić!
Wstała by podejść, ale potknęła się o swoją torebkę i upadła na podłogę. Mis Havisham popatrzyła tylko z pogardą i usiadła z powrotem.
No dobrze...Niech się Pani uspokoi…
Próbuje wstać, ale niestety bez powodzenia. Kobieta przy lustrze ciężko oddycha starając się uspokoić. Gdy jej się to udało zwołuje służbę.
Miss Havisham: Posadźcie ją z powrotem na krzesło.
Powiedziała do służby i machnęła lekceważąco ręką.
Dr Julia Hoffman: Dziękuję...
Z pomocą służby siada na krześle.
Miss Havisham: Idźcie.
Odprawia ich ruchem ręki.
Dr Julia Hoffman: No dobrze... Może mi Pani powiedzieć kiedy zdarzyło się to..To..To o czym Pani mówiła?
Powiedziała czkając.
Miss Havisham: Wiele księżyców temu …
Dr Julia Hoffman: Dużo mi to mówi...
Miss Havisham: Mówiłam, mówiłam. U mnie czas się nie liczy. Czas nie istnieje.
Dr Julia Hoffman: A no tak...
Ma może Pani rum lub coś innego do picia?
Miss Havisham: Nie dam Pani niczego w tym stanie…
Dr Julia Hoffman: No dobrze…
Popatrzyła na towarzyszkę pół przytomnym wzrokiem.
Miss Havsham: Po co tu Pani przyszła i po co zadaje mi Pani te pytania? Jaki to ma cel?
Westchnęła i znowu spojrzała w lustro.
Dr Julia Hoffman: Już Pani mówiłam , przyszłam, bo mnie przysłano, a te pytania pomogą mi zrozumieć Pani problem i ułatwią leczenie.
Miss Havisham: Jakie leczenie? Moje serce jest złamane! Nie potrzebuje leczenia.
Dr Julia Hoffman: Och...Na złamane serce najlepszy jest rum.
Miss Havisham: Rum?
Dr Julia Hoffman: Tak lub gin.
Miss Havisham: Mojemu sercu już nic nie pomoże, ale chętnie się napiję...
Dr Julia Hoffman: Niech Pani poczeka, powinnam mieć w torebce butelkę lub dwie.
Zaczęła szukać w swojej torebce.
O dwie! To jedna dla mnie, a druga dla Pani!
Podaje butelkę z rumem. Miss Havisham ją odbiera i zaczyna pić. Julia idzie w jej ślady i wypija pół na raz. Miss Havisham nie chce być gorsza, więc wypija wszystko i rzuca butelkę na ziemię.
Dr Julia Hoffman: To... Lepiej Pani??
Kobieta nie odpowiada, tylko patrzy się dziwnym wzrokiem, a po chwili leci do tyłu na podłogę. Julia tylko przez chwilę się popatrzyła, a potem wzruszyła ramionami i piła dalej. Jednak po chwili Miss Havisham się obudziła i stwierdziła, że nie może wstać.
Miss Havisham: Czy pomoże mi Pani z tą suknią? Wstać nie mogę.
Dr Hoffman wstała z krzesła, ale z powodu wypicia dużej ilości alkoholu przewróciła się. Postanowiła się nie poddawać i zaczęła się czołgać
Dr Julia Hoffman: Już… Amm...Idę...
W końcu się doczołgała i próbuje podnieść towarzyszkę. Ta tylko głośno czka. Po kilku próbach podniesienia usnęła na jej sukni.
Miss Havisham: Oł...
Uwaga na pająki, jest ich pełno w sukni.
Dr Julia Hoffman: Tak...Urocze stworzątka...Tak...
Powiedziała prawie nie przytomnie. Miss Havisham dosięga butelkę i wylewa jej zawartość na kobietę leżącą na niej. Ta zerwała się natychmiast na równe nogi.
Dr Julia Hoffman: Co Pani robi?! Pani marnuje rum!!
Miss Havisham: Mam dużo wina w piwnicy.
Pani niech… Uważa…. Na moją… Suknie !
Powiedziała czkając.
Dr Julia Hoffman: Dobrze...Dobrze...Niech Pani poda mi rękę...
Podaje jej rękę. Kobiety chwytają się. Miss Havisham wstała, lecz nie udało jej się długo utrzymać równowagi i z głośnym krzykiem poleciała do przodu wywracając Julię.
Miss Havisham: Prze… Praszam Panią.
Powiedziała znowu czkając.
Dr Julia Hoffman: Nic... Się nie stało... Może Pani zawoła służbę?
Miss Havisham: To będzie wstyd... Co pomyślą?
Będzie łatwiej zostać na podłodze...
Dr Julia Hoffman: Nie ważne co pomyślą! Nie mogę wstać, a pająki mnie gryzą!
Miss Havisham: Ma coś Pani do mojej sukni ślubnej?!
Dr Julia Hoffman: Suknia jest piękna, tylko pająki mnie gryzą!
Niech chociaż Pani ze mnie zejdzie...
Schodzi i opada twardo na podłogę.
Miss Havisham: Twarda... Przedtem było przynajmniej miękko.
Dr Julia Hoffman: Co Pani powie?!
Wymachuje rozpaczliwie nogami próbując zrzucić pająki. Przez przypadek strąca wazon, który spadając na podłogę tłucze się na wiele kawałków.
Miss Havisham: Niech Pani tyle nie wierzga.
Dr Julia Hoffman: ALE ONE MI WESZŁY POD SPUDNICE!!
AAA!! NIECH JE PANI WEŹMIE!!!
Miss Havisham: Nie mam tyle siły, by wybierać Pani pająki.
Wyjdą same.
Dr Julia Hoffman: AAAAAAA!!!
Miss Havisham: Proszę się uspokoić.
Dr Julia Hoffman: Yhh...
Uspokaja się.
Miss Havisham: Najwyższy czas.
Dr Julia Hoffman: Wie Pani gdzie jest moja torebka?
Miss Havisham: Kilka metrów dalej.
Dr Julia Hoffman: Chce może Pani zapalić?
Powiedziała czołgając się do torebki.
Miss Havisham: Tak, proszę.
Odbiera podanego papierosa. Czołga się do kominka i próbuje odpalić.
Dr Julia Hoffman: Mam gdzieś zapalniczkę!
Szuka w torebce.
O jest!
Podpala swojego papierosa i rzuca do Miss Havisham.
Miss Havisham: Co to jest??
Dr Julia Hoffman: Zapalniczka.
Miss Havisham: Nie znam takiego czegoś.
Dr Julia Hoffman: No to niech Pani łapie zapałki.
Rzuca. Łapie pudełko, bierze zapałkę i przykłada do ognia w kominku. Szybko się zapala i zaczyna parzyć w rękę. Rzuca z krzykiem zapałkę. Spada przez przypadek na suknie. Zapala się. Wrzeszczy. Julia błyskawicznie wyciąga gaśnicę z torebki i gasi towarzyszkę.
Miss Havisham: Dziękuję.
Uspokaja się.
Dr Julia Hoffman: Och... Dobrze, że jednak wzięłam tą gaśnicę…
Miss Havisham: Pani ma dużo rzeczy w torebce.
Nie umiem tego zapalić…
Dr Julia Hoffman: Niech Pani to pokarze.
Podczołguje się i zapala.
Miss Havisham: Dziękuję Pani.
Zaciąga się i kaszle.
Miss Havisham: Gdybym zginęła, położyliby mnie na stole obok tortu weselnego i zaprosiłabym Panią na pogrzeb.
Dr Julia Hoffman: Och…
Wie Pani co? Spać mi się chce…
Błyskawicznie zasypia. Jej towarzyszka robi to samo.